niedziela, 9 lutego 2014

Część 2:)

Obudziłam się gdy poczułam, że ktoś szturcha mnie łokciem. Była to Sophie. Hostessa przed chwilą oznajmiła, że zaraz lądujemy. Gdy to usłyszałam moje zmęczenie po przebudzeniu od razu zniknęło. Przeciągnęłam się i postanowiłam, że po raz ostatni spojrzę na widok za małym, okrągłym oknem. Było już ciemno, na dole było widać tylko oświetlone rzeczy. Tej nocy na niebie było bardzo dużo gwiazd, nie mogłam odciągnąć wzroku od patrzenia na nie. To było coś pięknego. Kiedy tak patrzyłam na zewnątrz zauważyłam, że coraz bardziej zniżamy się ku ziemi. Odwróciłam się i spojrzałam na Sophie, jej oczy się błyszczały a wyraz twarzy okazywał zachwycenie. Inni ludzie na pokładzie byli roztargnieni, wiercili się i szukali czegoś. My jako jedyne siedziałyśmy spokojnie na miejscu przepełnione od środka radością. W końcu samolot wylądował, a wszyscy ludzie rzucili się w stronę wyjścia. Panował straszny chaos i nieporządek, każdy przepychał się łokciami jak tylko mógł aby jak najszybciej wyjść. Jak już połowa ludzi opuściła pokład i zrobiło się trochę więcej miejsca, podniosłyśmy się z miejsc i biorąc swoje walizki ruszyliśmy za całą resztą. Gdy tylko wyszłyśmy wzięłam głęboki wdech i wydech, byłyśmy w szoku, że to wszystko dzieje się naprawdę. Sophie nagle pokazała gdzieś palcem, gdy mój wzrok powędrował na pokazywany punkt zobaczyłam naszego wujka, który energicznie nam machał abyśmy go zobaczyły. Spojrzałyśmy się na siebie i w tym samym momencie na naszych twarzach zagościł uśmiech, ruszyłyśmy do wujka. Gdy już do niego dotarłyśmy, przywitaliśmy się i ruszyliśmy w kierunku samochodu. Usiadłyśmy z tyłu, a kiedy już walizki zostały zapakowane do dużego bagażnika stryjek usiadł za kierownicą i samochód ruszył. Patrzyłam na Sophie, która zasypiała na opartej ręce. Ja również byłam zmęczona, ale wytrwale czekałam aż dojedziemy, żeby położyć się w łóżku i wyspać. Czułam jak moje powieki stają się ciężkie, oczy same mi się zamykały aż usłyszałam głośne "Jesteśmy na miejscu". Oczy Sophie i moje od razu się otworzyły i wysiadłyśmy z auta. Dzielnica w której mieszkał nasz wujek była piękna, wokół ulicy były domy z zadbanymi ogrodami. Rozejrzałam się i podeszłam do bagażnika chwytając swoją torbę, obok mnie stała Sophie, czekałyśmy aż wujek weźmie coś z samochodu i ruszyliśmy za nim w kierunku domu. Jego dom był o wiele większy niż nasz. Podobał mi się w jaki sposób był ozdobiony, lubiłam w nim przebywać jeszcze jako mała dziewczynka.
-Wujku, jesteśmy bardzo zmęczone po podróży. Pójdziemy się teraz położyć, a jutro o wszystkim porozmawiamy, dobrze?-usłyszałam głos Sophie.
-Nie ma sprawy, dziewczyny. Miłych snów. Ja jeszcze zadzwonię do waszego taty i powiem mu, że już jesteśmy w domu, żeby się nie martwił.-uśmiechnął się w naszą stronę wujek.
Odwzajemniłyśmy uśmiech i wolnymi krokami wchodziłyśmy jeden po drugim stopniu. Swoje pokoje miałyśmy oddzielne, na pierwszym piętrze. Miałyśmy tam też łazienkę, więc nie musiałyśmy specjalnie schodzić na dół. Jak już leżałam w łóżku przytulona do kołdry słyszałam jak wujek zapewniał tatę, że jesteśmy całe i zdrowe. Potem nie wiadomo kiedy zasnęłam.

NASTĘPNEGO DNIA.
Kiedy się obudziłam, przesunęłam ręką po pościeli w kierunku poduszki, wyciągnęłam spod niej komórkę i odblokowując ruchem palca ekran, sprawdziłam, która jest godzina. Była dziesiąta. Wczoraj musiałam być naprawdę bardzo zmęczona, że tak długo spałam. Leżałam na łóżku i rozmyślałam o tym wszystkim co się teraz dzieje. Byłam bardzo podekscytowana, że spędzimy całe dwa miesiące w Irlandii. Wujek przez cały tydzień pracował od dziesiątej rano do dziesiątej wieczorem, podziwiałam go.. jak on może dwanaście godzin wytrzymywać w swojej pracy. Co prawda, nie była ona bardzo męcząca ale sam fakt. Gdy skończyłam myśleć o tym wszystkim, wstałam i zaścieliłam swoje łóżko. Podeszłam do okna po czym odsłoniłam żaluzję, aby wpuścić do pokoju trochę światła. Spojrzałam na widok za oknem i wzięłam głęboki wdech. Mimo, że przez okno było widać tylko sąsiednie domy i ogródki- bardzo mi się to podobało. Przeciągnęłam się i poszłam sprawdzić czy Sophie jeszcze śpi. Zdziwiłam się gdy zobaczyłam, że u niej w pokoju nikogo nie ma. Zeszłam na dół, aby sprawdzić czy może tam jej nie ma. Nie było. Poszłam do kuchni, gdzie na stole zauważyłam kartkę z napisem "Alice", otworzyłam ją i przeczytałam:"Poszłam do sklepu po składniki na śniadanie, zaraz wracam.".  Podeszłam do brązowego blatu i z szafki powyżej wyciągnęłam szklankę, do której nalałam z butelki mineralną, niegazowaną wodę. Wzięłam kilka łyków i wróciłam do swojego pokoju. Podeszłam do walizki i szukając rzeczy, które mogłabym dzisiaj ubrać wywróciłam wszystko do góry nogami, aż w końcu znalazłam coś ładnego i wygodnego. Wzięłam w rękę te rzeczy i powędrowałam do łazienki na naszym piętrze. Jak już się odświeżyłam i ubrałam, usłyszałam na dole jakieś hałasy. Zeszłam, żeby to sprawdzić, to Sophie już wróciła ze sklepu i robiła śniadanie.
-Co tak długo Cię nie było?-zapytałam zaciekawiona.
-A bo w sklepie spotkałam tą naszą dawną koleżankę, która mieszka kilka domów dalej i powiedziała, że dzisiaj jej kumpel robi imprezę i, że jesteśmy zaproszone. Podobno będzie cały dom zapchany. Może być fajnie, prawda?
-Myślę, że to byłoby dobre rozpoczęcie wakacji.-powiedziałam niepewnie.
Nie byłam typem imprezowiczki, wolałabym posiedzieć w domu. Ale jeśli raz pójdziemy na taką imprezę i poznamy więcej ludzi, będzie nam łatwiej się tutaj zaklimatyzować. 
Widziałam, że na twarzy Sophie pojawił się uśmiech. Ona zawsze lubiła imprezy.
-To zjemy i idziemy na zakupy. Musimy przecież kupić Ci jakąś sukienkę na dzisiejszy wieczór.
Gdy to usłyszałam, żałowałam, że zgodziłam się na tą imprezę. W sukienkach chodziłam tylko na jakieś okazje. Myślę, że mam za grube nogi na chodzenie w nich, ale gdy próbuję to uświadomić Sophie, ona zaczyna robić mi wykłady więc już wolę się nie odzywać.
Siedziałam przy stole, aż w końcu śniadanie zostało podane. Jadłyśmy nie odzywając się. Zerkałyśmy tylko czasami na siebie, uśmiechając się w tych samych momentach, może to jakaś telepatia. Wstałam od stołu, gdy na moim talerzu już nic nie było, podeszłam do zlewu i umyłam naczynie po czym włożyłam je do suszarki. Zaraz po mnie Sophie zrobiła to samo.
-To idziemy.-powiedziała zadowolona, łapiąc mnie za rękę i ciągnąc w stronę przedpokoju.
Usiadłam na chłodnych kafelkach i powoli zakładałam converse najpierw na jedną stopę, potem na drugą. Sophie uporała się szybciej niż ja z butami, podała mi rękę abym mogła zwinniej wstać. Wyszłyśmy na zewnątrz,  ja zamknęłam drzwi na dwa zamki i tylko było słychać jak klucze zabrzękały w mojej torebce, kiedy je tam wrzuciłam. Po śmierci matki często przylatywaliśmy z tatą do naszego wujka, więc znaliśmy już okolicę i mniej więcej wiedziałyśmy gdzie i co jest. Sophie wybrała sklep typowy dla nastolatek. Poszłyśmy na dział z sukienkami. Byłam zdana na moją siostrę, która o wiele lepiej zna się na modzie niż ja. Przeglądała wszystkie wiszące suknie, aż w końcu wzięła trzy i pokazała palcem na przymierzalnie. Wzięłam wszystkie wybrane sukienki i zasłoniłam się zasłoną. Pierwsza sukienka, którą przymierzyłam była niebieska, na ramiączkach. Sięgała mi minimalnie za kolana. Jak już ją ubrałam, odsłoniłam zasłonę i pokazałam się Sophie czekając na jej zdanie.
-Hm..-zmierzyła mnie od góry do dołu-Odpada, za długa..-powiedziała stanowczo.
Zasłoniła mi zasłonę i powiedziała, że mam ją zdjąć i oddać to ona pójdzie ją odwiesić. Gdy oddałam już jej sukienkę, która dobrze zakrywała moje nieszczęsne nogi zobaczyłam, że zabrała też sukienkę, która wisiała. Uzasadniła to tekstem, że była ona takiej samej długości jak pierwsza.
Więc została ostatnia sukienka, Alice.-pomyślałam w głębi duszy.
Zdjęłam ją z wieszaka i zaczęłam ubierać. Jak już była na mnie, spojrzałam na wielkie lustro, które stało przede mną. Ta sukienka była śliczna, ale nie nadawała się dla mnie. Miała intensywny czerwony kolor, nie miała ramiączek i kończyła się przed kolanami. Obciśle przylegała mi do ciała. Zawołałam Sophie, mając złudną nadzieję, że jej się nie spodoba.
-Ta jest idealna! Wyglądasz przecudownie.-powiedziała zachwycona moim widokiem.
-Nie jestem do końca pewna..
-Alice! Ty chyba siebie nie widziałaś. Wszyscy będą się za Tobą oglądać. Nie ma innej opcji, kupujemy!-była bardzo podekscytowana, słychać to było w jej głosie.
Zasłoniłam zasłonę, chcąc się przebrać z powrotem w moje luźne i wygodne ciuchy. Odetchnęłam z ulgą jak zdjęłam tą obcisłą sukienkę. Wzięłam ją założyłam na wieszak i opuściłam przymierzalnie. Sophie złapała mnie za rękę i ciągnęła za sobą aż do kasy. Gdy sprzedawczyni wyciągnęła tą sukienkę chcąc nabić na kasę fiskalną cenę-przyznałam sobie w duszy, że ta sukienka jest prześliczna. Nic się nie stanie, jak ten jedyny raz ją założę. Gdy wyszłyśmy ze sklepu, spojrzałam na zegarek. W sklepie byłyśmy dobrą, całą godzinę.
-Tu niedaleko jest restauracja, może pójdziemy tam zjeść obiad?-rzuciłam.
Nie miałam dzisiaj ochoty stać w kuchni nad garnkami i gotować.
-Dobry pomysł.-przytaknęła Sophie.
Szłyśmy po chodniku głównej ulicy z dziesięć minut,aż w końcu doszłyśmy. Zajęłyśmy wolny stolik pod ścianą i wzięłyśmy do rąk menu. Wybrałam jakieś tam danie, które jako pierwsze wpadło w mój gust. Sophie wybrała zupełnie co innego. Zanim kelner przyniósł nam nasze zamówienia rozmawiałyśmy o dzisiejszym wieczorze. Moja siostra zaraziła mnie tą swoją pozytywną energią i ja również zaczęłam się cieszyć z nadchodzącej imprezy. Gdy skończyłyśmy jeść, Sophie spojrzała na wiszący na przeciw niej zegar. Była czternasta, a o osiemnastej zaczynała się impreza. W drodze powrotnej zaszłyśmy jeszcze na lody, jedząc je usiadłyśmy naprzeciwko fontanny. Piękny widok.
Gdy weszłyśmy do domu, była szesnasta. Akurat miałyśmy wystarczająco dużo czasu aby się dobrze wyszykować. 

piątek, 7 lutego 2014

Część 1:)

Obudziły mnie promienie słońca, które mimo to, że przedzierają się przez żaluzje były bardzo intensywne. Podniosłam się i przetarłam swoje zaspane oczy. Spojrzałam na łóżko, które znajdowało się niedaleko mojego-moja siostra nadal smacznie spała. Pod ścianą stały dwie, ogromne walizki, które już czekały aby je zabrać na pokład samolotu. Wzięłam z fotela rzeczy, które wczoraj sobie przyszykowałam na dzisiejszy dzień i po cichu wyszłam z pokoju. Zeszłam na dół, mój tata siedział w salonie i robił coś na laptopie. Był środek tygodnia, zawsze o tej porze był w pracy ale dzisiaj wziął sobie dzień wolny aby móc nas zawieźć na lotnisko i spędzić z nami chwilę czasu przed odlotem. Przechodząc obok salonu, przywitałam się z tatą wysyłając mu szczery uśmiech, odwzajemnił gest, a ja zapaliłam światło i zamknęłam za sobą drzwi do łazienki. Kiedy po dwudziestu minutach z niej wyszłam, byłam już umyta i ubrana. Podeszłam do dużego, wiszącego na przedpokoju lustra i zaczęłam rozczesywać swoje włosy. Jak już się z nimi uporałam to poszłam do kuchni, przygotować dla wszystkich śniadanie. Postanowiłam zrobić zwykłe, klasyczne śniadanie więc wyciągnęłam chleb, szynkę i pomidora. Kiedy już kanapki były gotowe, włączyłam czajnik z wodą na herbaty. Nagle usłyszałam jak ktoś schodzi po schodach, oczywiście była to Sophie. Przywitała się z tatą, który ciągle był pochłonięty czymś w laptopie. Potem podeszła do mnie i zaglądając przez moje ramię na przygotowane śniadanie, uśmiechnęła się. Zajęła swoje miejsce przy stole w jadalni i czekała aż zaleję gorącą wodą torebki herbaty. Kiedy tak się stało, zaczęłam przenosić talerz z kanapkami i szklanki do stołu. Zajęłam swoje miejsce obok Sophie i głośno zawołałam tatę. Od razu odciął się od swojego aktualnego zajęcia i ruszył do nas.
Zachwalił śniadanie, wspominając przy tym, jakie ma duże córki.
-No tato, od jutra sam będziesz musiał sobie gotować.-powiedziałam rozbawionym głosem.
- Dam radę, przecież tutaj w Londynie mamy dużo knajp i restauracji.-odpowiedział równie dowcipnym głosem.
Jedliśmy w miłej atmosferze. Gdy tata wziął ostatnią kropkę chleba z talerza, Sophie wstała i zabrała wszystkie szklanki i talerz do zlewu. Nim na nią spojrzałam zaczęła już zmywać naczynia. Spojrzałam na zegar, była 11:20. Gdzieś około 12:30 musieliśmy wyjechać spod domu, aby na czas być na lotnisku i nie spóźnić się na samolot. Kiedy Sophie poszła do łazienki, ja wybrałam się do naszego pokoju sprawdzić czy wszystko jest zabrane. Wiem, że nie jedziemy tam na wieczność, a raptem na całe wakacje ale wolałam zabrać wszystkie potrzebne rzeczy.
-Dziewczyny, za dziesięć minut wyjeżdżamy!-krzyknął z dołu tata.
Sophie szybko zbiegła na dół aby jeszcze przed wyjazdem rozczesać i związać swoje włosy w kucyka. Kiedy dopięłam swój zegarek na ręce, złapałam jedną walizkę i ruszyłam w stronę schodów. Była naprawdę bardzo ciężka. Próbowałam na każde sposoby sobie z nią poradzić, jednak na darmo. Zatrzymałam się na środku schodów, aby trochę odpocząć. Niekontrolnie puściłam walizkę, która gwałtownie zjechała na sam dół robiąc przy tym ogromny hałas. Tata podbiegł szybko do schodów, chcąc zobaczyć czy stało się coś poważnego. Gdy zobaczył, że walizka leży na samym dole do góry nogami, a ja jestem na środku schodów-przecząco zaczął kręcić głową, uśmiechając się. 
-To może lepiej ja pójdę po następną.-powiedział rozbawiony.
Nie sprzeciwiałam się, chce niech idzie. Ja poszłam do Sophie, która robiła coś w salonie. Gdy zobaczyła, że idę w jej kierunku spojrzała na mnie i uśmiechnęła się. Na pierwszy rzut oka było widać, że jest podniecona na nasz wyjazd.  Z resztą nie ukrywam.. ja też się bardzo cieszyłam. W końcu pierwszy raz wyjeżdżamy same do naszego wujka do Irlandii. On pracuje więc większość czasu będziemy miały wolnego. Wujek mieszka sam, więc mieszkanie przez cały dzień będziemy miały do własnej dyspozycji. 
Podeszłyśmy do drzwi wyjściowych i zaczęłyśmy ubierać buty, a tata w tym czasie pakował nasze walizki do bagażnika. Gdy już się z nimi uporał, wsiadłyśmy do samochodu. Musiałyśmy chwilę poczekać bo tata poszedł jeszcze zamknąć drzwi. Nie minęła chwila i już silnik został odpalony, tata założył okulary przeciwsłoneczne i ruszyliśmy. Nagle usłyszałam piosenkę, która ostatnimi czasy jest największym hitem- tata włączył radio. Przez całą drogę rozmawialiśmy na luźne tematy, aż w końcu dojechaliśmy na miejsce. Wszyscy wysiedli z samochodu, bagażnik się otworzył i walizki znalazły się na podłodze. Złapałam za rączkę od swojej walizki, Sophie zrobiła to samo i ruszyliśmy w kierunku lotniska. Słychać było kółka od walizki, które jeździły po asfaltowej ulicy. Gdy doszliśmy na miejsce, był czas pożegnania bo później musieliśmy  już przejść do samolotu. 
Gdy żegnaliśmy się z tatą, widziałam, że jest smutny ale nie chciał za bardzo tego pokazać. Co się dziwić, wyjeżdżamy na dwa miesiące... Ciężko nam się było rozstać, po śmierci mamy bardzo się do siebie zbliżyliśmy. Łączyła nas silna więź. Nie mógł z nami lecieć bo przez cały czas pracuje i musi zająć się firmą. Na koniec tata powiedział, że mamy na siebie uważać i, że bardzo nas kocha. Przytuliliśmy się do niego na chwilę, po czym oddaliłyśmy się idąc w kierunku samolotu, ciągle się odwracając i machając stojącemu za bramką tacie. 
Wsiadłyśmy do samolotu i zajęliśmy miejsca, które pokazała nam hostessa. Ja usiadłam przy oknie,a Sophie zaraz obok mnie. 
-Nowe miasto, nowi ludzie, nowe życie.-powiedziała zachwycona.
Dzieliłam razem z nią entuzjazm. Całe byłyśmy wypełnione pozytywną energią. To nasze pierwsze samodzielne wakacje. Postanowiłyśmy, że wykorzystamy je najlepiej.
Nagle samolot zaczął się unosić. Patrzyłam zachwycona przez okno, jak oddalamy się od ziemi. 
Sophie wyciągnęła swoją mp3, włożyła słuchawki do uszu i puściła piosenki. Ja chcąc też się czymś zająć wyciągnęłam z torby książkę, której jeszcze nie zaczęłam czytać. Tak byłam skupiona na tym co czytam, że nie słyszałam nic co się działo wokół mnie. Wir przygód tak mnie zaciekawił, że nie wiadomo kiedy skończyłam czytać całą lekturę. Odłożyłam ją z powrotem do torby i spojrzałam na Sophie, która przy słuchaniu wolnych piosenek zasnęła z grającą jej po cichu muzyką. Wnętrze samolotu było oświetlone, rozejrzałam się na ludzi, którzy wypełnili cały pokład. Większość z nich spała. Spojrzałam przez okno, było ciemnawo. Oparłam wygodnie głowę o fotel i sama nie wiem kiedy ogarnął mnie sen.